Van Gogh to multisensoryczna wystawa prezentująca obrazy wielkiego malarza w dużym formacie w akompaniamencie muzyki, wzbogacone o animacje. W Warszawie można ją oglądać do 14 stycznia i naprawdę warto się na nią wybrać. Ja byłam oczarowana tym połączeniem, uważam, że muzyka świetnie uzupełnia doznania wizualne. Hasłem tego przedsięwzięcia jest “zanurz się w świecie obrazów” i faktycznie będąc otoczonym dziełami tego słynnego impresjonisty, można na chwilę oddalić się od codzienności i zatracić w innej rzeczywistości. Wystawa odbywa się w hali expo, pomieszczenie jest dość surowe, na podłodze jest dostępnych kilka dużych poduszek na których można się położyć, ale wydaje mi się, że organizatorzy mogli się bardziej postarać, żeby wnętrze było przytulniejsze i bardziej zachęcało do odpłynięcia w barwy i dźwięki.
Bardzo zależało mi żeby zabrać na wystawę dwójkę moich dzieci. Niestety nie udało nam się kupić biletów na weekend, więc zaskoczyliśmy córkę wycieczką w poniedziałek po żłobku. Mówienie mojej córce: niespodzianka, to jak krzyczenie dziecku bojącemu się lekarzy: szczepionka! Nie przepada dziewczyna za byciem zaskakiwaną. Jechaliśmy więc w akompaniamencie jęków bo ona chciała na plac zabaw, bo woli iść piechotą zamiast jechać samochodem i tym podobne okrutne problemy dziecka w tym wieku.
Dzieci na wystawie
Sama wystawa wymagała od niej zbyt dużej statyczności. Dla mnie bardzo przyjemnie było usiąść i patrzeć na zmieniające się wizualizacje, ale dla niespełna trzylatki było to zadanie nieosiągalne. Zachęcałam ją do chodzenia, bo przestrzeni tam nie brakowało, ale kiedy między kolejnymi sekwencjami zrobiło się ciemno, przestraszyła się i wróciła do nas z krzykiem. Były też momenty dobre, kiedy ganiała wyświetlane na podłodze kwiatki czy pokazywała mi, który widok Prowansji z obrazów podoba jej się najbardziej, ale całość nie była na pewno łatwa. Dziecko młodsze, podziwiało otoczenie z nosidła i to było dla nas dobre rozwiązanie. Rozglądał się dookoła i obrazy widocznie go ciekawiły, chociaż bałam się trochę, że ta ilość doznań może go przestymulować, ale na szczęście niepotrzebnie się martwiłam.
Kiedy wyszliśmy, jak przystało na poniedziałkowe popołudnie, utknęliśmy w zakorkowanej Warszawie, już z dwójką płaczących dzieci. Kostek zasnął słuchając białego szumu, Iza oglądała Peppę na telefonie, trzymanym przeze mnie za moim zagłówkiem. Ręka mi drętwiała, a my w ślimaczym tempie sunęliśmy do domu.
Czy warto iść na wystawę z dziećmi?
Nie było to łatwe wyjście. Zmęczyliśmy się wszyscy, ale nie mogę powiedzieć, że żałuję. Wystawa mi się podobała i cieszę się, że moje dzieci również miały możliwość ją zobaczyć. Grunt to nie nastawiać się, że wyjście z dziećmi przebiegnie dokładnie według naszego scenariusza. Najczęściej realia wyglądają tak, że mając małe dzieci nie możemy korzystać z wydarzeń kulturalnych tak jak to miało miejsce w epoce przedpampersowej, ale czy to powód, żeby z nich rezygnować? Ogromną przyjemnością jest pokazywanie dzieciom tego co nam się podoba, dzielenie tych doświadczeń z nimi, więc teraz nastawiam się na to. Wiem, że kiedy podrosną, możliwości na wypady tylko dla dorosłych będzie więcej. Mogłam zorganizować lepiej to wyjście, żeby uniknąć części zawodzenia. Logistyka przy maluchach zawsze jest kluczem do sukcesu.
Podsumowując, bardzo polecam wystawę Van Gogh. Jeśli macie taką sposobność to udajcie się tam sami. Myślę, że położenie się w otoczeniu tych obrazów i muzyki może być niezwykle kojące. Jeśli nie macie takiej możliwości, nie rezygnujcie i bierzcie latorośle, będzie to inne doznanie, ale nie mniej ważne.
Ojj tak, wystawa magiczna! Niejednokrotnie dreszcz emocji przebiegl mi po plecach, a i gula w gardle ze wzruszenia sie pojawila 🙈 ja akurat mialam okazje wybrac sie bez potomstwa nie mniej fajnie ze zapoznajesz swoje maluchy z kultura od ich mlodosci 🙂