Zalecenia kontra rzeczywistość

Wujek Google, blogi, poradniki, eksperci, wiedza na wyciągnięcie ręki, to wszystko bardzo ułatwia i utrudnia bycie rodzicem. Ci, którzy wciąż poszukują informacji, żeby zapewnić swojemu dziecku to co najlepsze, wychodzą ze strefy błogiej nieświadomości i tym samym nierzadko narzucają sobie bardzo wygórowane standardy. 

Wiedza jest wspaniała. Uważam, że jesteśmy w bardzo komfortowej sytuacji, gdzie z odrobiną chęci możemy znaleźć wszelkie wytyczne, zalecenia i porady, opracowane przez tęgie głowy. Pamiętajmy tylko, że nawet towarzystwo pediatryczne, czyli fachowcy od zdrowia dzieci, takie wytyczne zmienia i aktualizuje. Miliony zagadnień są wciąż tematami badań i codziennie odkrywane są nowe informacje i powiązania. Myślę, że nie należy więc podchodzić do wszystkiego zero jedynkowo. 

Kto wie lepiej?

Korzystajmy z porad ekspertów, ale kiedy coś dotyczy naszego codziennego życia i radzenia sobie w różnych sytuacjach, warto zaufać swojej wiedzy w zakresie własnych dzieci. Niestety zdarza nam się zapominać jak istotne jest to źródło informacji. Czy jest ktoś kto zna je lepiej? Nie opracuję samodzielnie składu szczepionki, którą zdecyduję się podać mojemu dziecku, ale mogę sama określić ile czasu spędza przed ekranem. 

Znam mamy które zjada poczucie winy bo w sytuacji kryzysowej puściły dziecku więcej bajek niż zwykle, a przecież są jasne wytyczne ile czasu dziecko w danym wieku może spędzić przed telewizorem. Nie zapominajmy jednak, że żyjemy w wielowymiarowych rzeczywistościach, w których czasem trzeba wziąć pod uwagę nie mniej nie więcej a pierdylion zależności.

Czy nie wymagamy od siebie zbyt wiele?

Drogi rodzicu zanim zamówisz włosiennicę czy inny bicz, zastanów się na spokojnie czy Twoje dziecko naprawdę ucierpiało? Czy na co dzień jego głównym opiekunem jest to wielkie czarne pudło emitujące niebieskie światło? Czy przez kilka dni chorobowego, kwarantanny czy innych okoliczności kiedy restrykcje ekranowe były rozluźnione Wasz potomek cofnął się z rozwojem mowy, zaczął gorzej spać, stał się agresywny? Bo jeśli odpowiedź na te pytania jest przecząca, to najprawdopodobniej nic mu się nie stało. 

Często mamy problem z tym, że kiedy zasmarkane dziecko zostaje w domu nie organizujemy mu czasu równie produktywnie jak spędziłoby je w placówce. Jednak warto sobie zadać pytanie, czy kiedy nas dopada przeziębienie to mamy ochotę budować drona ze słomek napędzanego silnikiem z ziemniaka czy jednak poleżeć i pogapić się na jakiś serial, który w stopniu znikomym angażuje nasze szare komórki? 

Niekończąca się pandemia

Kolejną okolicznością łagodzącą jest pandemia. Kwarantanny, lock downy i praca zdalna nie są sprzymierzeńcami rodzica. Jeśli martwicie się, że za mało czasu poświęcacie na wspólną zabawę bo musicie pracować jest to najzupełniej zrozumiałe. Pewnie te obawy wynikają z tego, że jesteście świetnymi rodzicami i dużo myślicie o swoich pociechach. Nie zmienia to faktu, że mamy takie czasy a nie inne i mniejszą szkodę zrobi Waszemu dziecku nadmiar bajek niż bezrobotny rodzic. 

praca zdalna w dobry dzień 😉

Rodzicu- dajesz radę!

Mój postulat do rodziców brzmi następująco: odpuśćmy sobie trochę. Przecież jest coś takiego jak zdrowy rozsądek i niech on będzie naszym głównym doradcą. Nie traktujmy zaleceń w oderwaniu od całej reszty skomplikowanej układanki codzienności. Zwykle robimy co możemy, a czasem to co musimy. Czas ekranowy jest tu tylko przykładem, jest wiele aspektów rodzicielstwa, w których chcemy być perfekcyjni, a kiedy coś nie ułoży się po naszej myśli, drżymy o los naszych pociech.

Na koniec tylko dodam, że za sytuację w stu procentach usprawiedliwiającą chwilowe obniżenie standardów  uważam zarówno deadline w pracy, zrobienie inhalacji choremu dziecku, ugotowanie obiadu bez ryzyka poparzeń trzeciego stopnia, jak i chwilę na siedząco z kawą, telefonem, książką czy czegokolwiek potrzebuje rodzic przez kwadrans żeby podładować swój akumulator. W tym codziennym dbaniu o dzieci, nie zapominajmy o dbaniu o rodzica.