ZMORa czyli Zmęczony Mózg Ospałej Rodzicielki

Co jest dla mnie najtrudniejsze w byciu mamą? Od czasu do czasu bycie po prostu mną. Nie będę skromna stwierdzając, że lubię siebie jako osobę; uważam, że jestem całkiem fajna i niegłupia. Najgorzej czuję się więc w dni, kiedy zapominam o tym uczuciu. Kiedy ja, nie-mama wydaję się być bardzo odległa i nie umiem zmienić trybu chociaż na chwilę. 

Moje macierzyństwo jak dotąd mija pod hasłem wiecznego niewyspania. Moje dzieci śpią, eufemistycznie to ujmując, słabo. Próbowałam najróżniejszych taktyk i trików, żeby polepszyć jakość naszych nocy, ale imponujących efektów nie było. Prostą konsekwencją tego stanu jest mój zmęczony mózg, który często działa przez to na zwolnionych obrotach. Są dni, kiedy brakuje mi słów, żeby się wypowiedzieć, przez co moja samoocena bardzo cierpi. Słowa zawsze były moim forte, dlatego tak mnie boli, kiedy snuję się i coś bąkam bez ładu i składu. 

Odpocznę jak tylko dziecko uśnie, chyba, że będę musiała trzymać je przez całą drzemkę.

Drugą kwestią są tematy do rozmów. Jak często słyszycie, że jakaś kobieta siedzi w domu i mówi tylko o dzieciach. O czym ma mówić, skoro ten temat pochłania 98 procent jej czasu? Każdy wypowiada się w temacie swojej specjalizacji. Niestety mamom często odmawia się uznania za zgłębianie i opanowanie, a także codzienne doskonalenie umiejętności wychowawczych. Nie biorąc pod uwagę jak szeroka jest to dziedzina wiedzy, od rozwoju dziecka, przez zagadnienia psychologiczne, kulinaria, edukację i wiele innych. Umniejsza się naszej pracy, która przecież ma ogromne znaczenie na tylu płaszczyznach. Słysząc więc taki komentarz, czujemy się mniej zasłużone i mniej ciekawe niż człowiek na etacie, nawet jeśli nie dotyczył nas bezpośrednio.

Moje tematy konwersacyjne zostały uszczuplone, ponieważ źródła z których je czerpałam są chwilowo mało dostępne. Ostatnio niewiele czytam i przeskoczyłam z jednej książki tygodniowo na (jeśli dobrze pójdzie) książkę raz na miesiąc, gdzie część z nich jest o dzieciach, bo potrzebuję dokształcić się w którymś z obszarów rodzicielstwa. Wyjścia do kina, teatru czy na koncert są z dziećmi i pod nie dostosowane. Nie zawsze chce mi się wyjść na imprezę do znajomych, bo jak pomyślę, że po dwóch godzinach zacznę ziewać, a następnego dnia będę umierać, trochę tracę zapał. 

Kiedy dzieci usną, mam około dwóch godzin dla siebie. Czasem się zmuszę żeby zrobić coś konkretnego, bo wisi to już nade mną i upomina się o działanie, albo wchodzę w tryb ameby. Chcę zredukować czynności życiowe do minimum i pół otwartymi oczami przyjąć jakiś serial. Czy myślę czasem, że fajnie byłoby nie zawinąć się w koc i nie wypłaszczać fal mózgowych, tylko błysnąć atrakcyjnością fizyczną i mentalną podczas przyjemnego wieczoru z mężem, oczywiście! Nieustannie! Czy zamiast tego najczęściej jednak zwijam się w burrito i polegam nie uformowawszy żadnej kreatywnej myśli? Owszem. 

Romantyczny wieczór we dwójkę 😉

Wczoraj odwiedziła mnie koleżanka. Również mama dwójki maluchów. Też zmęczona. Nasze dzieci zaczęły bawić się same, a my się na nie patrzyłyśmy. Wiedziałyśy, że to nasze okienko, na dorosłą, inteligentną rozmowę, ale nie miałyśmy energii, żeby z nią ruszyć. W dobre dni, to nie jest żaden problem. Bo przecież nie ma nic złego w obserwowaniu swoich dzieci, tego jak świetnie sobie radzą, jak zdobywają nowe kompetencje. Problem pojawia się kiedy atakują nas myśli, że powinnyśmy chcieć/ robić/ osiągać jeszcze więcej i dywersyfikować nasze sukcesy.

Dodatkowym obciążeniem jest fakt, że macierzyństwo to bieg długodystansowy. Kiedy byłam zmęczona w pracy, czekałam na weekend, święta, urlop, a teraz realne szanse na konkretny odpoczynek widzę za kilka miesięcy lub nawet lat. Po ciężkim dniu nieraz nadchodzi ciężka noc, po czym kolejnego dnia nadal trzeba dawać sobie radę. 

Brzmi ponuro, ale to oczywiście tylko ułamek macierzyństwa, które jak wszystko ma swoje plusy i minusy. Na szczęście uważam, że plusy wygrywają, chociaż jak słyszę, że „uśmiech bąbelka wynagradza wszelkie trudy” to treść pokarmowa cofa mi się do przełyku. Najgorsze co można powiedzieć mamie, która akurat przeżywa trudnie chwile, to banał, że jeszcze zatęskni za tymi czasami. Bo ja skarżąc się nie neguję wartości czasu spędzonego z moimi dziećmi, tylko wyrażam brak zaspokojenia podstawowych potrzeb, takich jak na przykład sen. 

Pomaga mi myślenie o przyszłości, która wierzę niesie lepsze noce, a co za tym idzie powrót wydajności mózgowej. Wiem, że z czasem dzieci potrzebują mniej uwagi i zaangażowania i więcej czasu będę mogła poświęcić sobie i swoim potrzebom. Przez większość czasu, noszę w sobie przekonanie, że to co robię jest niezmiernie ważne i wartościowe. Jeśli czasem czujesz się podobnie zmęczona droga mamo, powtarzaj sobie, że to minie. Dzieci rosną, nasza rola w ich życiu się zmienia. Nasza rola w naszym życiu się zmienia. Próbujmy zaakceptować to co mamy teraz, nie dołując się porównaniami, bo nie da się żyć jak przed dziećmi, z tą tylko różnicą, że dzieci się ma. Na wszystko przyjdzie pora, na spokojną kawę z książką w otoczeniu ciszy również. Co najważniejsze, pamiętajcie, że to nie jest odpieluchowe zapalenie mózgu, a zwykłe zmęczenie, które w końcu minie, a my poczujemy się bardziej sobą.

To dla mnie ważne!

Dopiero startuję z blogiem, dlatego każde polubienie, udostępnienie lub skomentowanie posta w social media jest dla mnie bardzo istotne. Zapraszam również do śledzenia moich profili. Dziękuję!